niedziela, 7 lipca 2013

Rumunia!

Witajcie po dluzszej przerwie! Wiele sie dzialo przez te kilka dni, wiec wszystkiego tutaj nie sposob opisac. Ostatnia noc w Slowacji spedzilismy tuz przy granicy, poniewaz niestety bylo juz dosc pozno i niebezpiecznie  z powodu duzych skupisk mniejszosci romskiej. Postanowilismy postawic na bezpieczenstwo i spedzilismy te noc pod dachem. Nastepnego dnia szybko polknelismy granice slowacko-wegierska i wjechalismy w swiat slonecznikow, kukurydzy i... potwornych nazw. Ciezko jakakolwiek przytoczyc, bo po prostu nie pamietamy. Skwar byl niesamowity, musielismy robic wiele przerw, ale ostatecznie pokonany dystans nie byl najgorszy, a to dlatego, ze Wegry sa plaskie jak nalesnik. Postanowilismy ostatni wspolny wieczor z Lukaszem i Pawlem spedzic na polu namiotowym, zeby moc sie nagadac do poznych nocnych godzin. Nastepnego dnia z ciezkim sercem sie pozegnalismy i ruszylismy swoja droga juz tylko we dwojke. Pod wieczor przekroczylismy granice wegiersko-rumunska i wjechalismy do Satu Mare, ktore wywarlo na nas bardzo przyjazne wrazenie. Zapomnielismy o zmianie czasu i okazalo sie, ze byla juz 20:30 czasu rumunskiego, co oznaczalo problemy ze znalezieniem noclegu na podworku. Gdy stalismy i glowkowalismy pod bankomatem z pomoca przyszedl nam pewien czlowiek - Flaviu Rus, bardzo dobrze poslugujacy sie jezykiem angielskim. Niestety nie mogl nam wskazac zadnego pola namiotowego bedacego blizej niz 30 km, wiec ruszylismy przed siebie liczac na szczescie badz goscinnosc ludzi. Po przejechaniu kilku kilometrow ktos zaczal trabic i krzyczec, okazalo sie, ze to Flaviu! Wszedzie nas szukal, bo znalazl dla nas nocleg! Dodatkowo za niego zaplacil, a na prosby o przyjecie pieniedzy powiedzial tylko "Welcome in Romania my friends!". Nie wiedzielismy, jak mu podziekowac! Noc spedzilismy spokojnie, nastepnego dnia znow wyruszylismy w skwar, przejezdzajac przez rumunskie wioski, gdzie ludzie byli dla nas bardzo przyjazni. Pod wieczor znalezlismy nocleg u sympatycznej starszej kobiety, porozumiewajac sie tylko na migi. Jej sasiedzi udostepnili nam prysznic i zaprosili na kolacje - swojskie mieso, warzywa, mleko... a nawet wodka :) Duzo by pisac o tym, a czasu brak... W kazdym razie bylo naprawde genialnie, rozmawialismy dlugo, nie znajac zadnego wspolnego jezyka oprocz migowego ;) Kiedy wrocilismy na "nasze podworko" wnuk starszej babci, Alexandru zaprosil nas na sniadanie nastepnego ranka, malo tego, dostalismy przecudowny prezent, piekna tkanine, ktora byla recznie zdobiona przez nasza gospodynie. Niesamowity wieczor, bylismy, wlasciwie nadal jestesmy pod wielkim wrazeniem goscinnosci mieszkancow Rumunii. My juz po sniadaniu, swojskie jajka, mleko, sloninka, ser... Po czyms takim na pewno mamy sile na dalsza podroz! :)

5 komentarzy:

  1. czytalem jestescie wielcy ja tez w skarze tu na Corsyce przejechalem w tym tygodniu 350km dobrze ze Wam wszystko idzie z planem mam nadzieja ze szlify Anitce sie juz wysuszyly uwazajcie na zakretach nie pijcie duzo wodki bo zakwasy po tym sa hihihihihihi - LOJCIEC

    OdpowiedzUsuń
  2. przekroczyliscie 2300 odwiedzajacych brawooooooo - LOJCIEC

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawid, zazdroszczę Wam i podziwiam Was.
    Śledzę Wasz blog już od momentu planowania podróży.
    Z dalszymi wypiekami na policzkach czekam na kolejne wpisy.
    Pozdrawiam, całusy.
    Marzena

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi fantastycznie, oby tak dalej Wam szczęście sprzyjało! Mam nadzieję, że jak będziecie mieć trochę czasu to opowiecie coś więcej, bo na pewno jest co ;) - Ula

    OdpowiedzUsuń
  5. trzymam za was kciuki i śledzę wpisy ! nie umiem doczekać się zdjęć ;) szerokiej drogi

    OdpowiedzUsuń